poniedziałek, 6 sierpnia 2012

W. w Warszawie.

   

   Plecak i treki, namioty, M. z Dynastią Tudorów, Olimpiada, Rodzina Borgiów o pogoda, na którą zawsze można narzekać. Ot, całe wakacje O. 
   Ostatnio uczestniczyłam w wielu dyskusjach na temat patriotyzmu. Debatowaliśmy czy ludzie mieszkający za granicą też są patriotami. Rozpatrywaliśmy społeczeństwo od romantyków, do współcześnie żyjących mieszkańców kraju. Zachodziliśmy w głowę czy w razie wojny ludzie stanęli by do walki (swoją drogą to najgłupsze pytanie i wyjątkowo mnie irytuje. ). 
   Udało mi się być na obchodach rocznicy wybuchu powstania warszawskiego. To jedne z najbardziej magicznych chwil w moim życiu. Kręcenie się w pełnym po stolicy nocą, muzeum powstania (które mnie nie zachwyca), powstańcy i jednostka wojskowa, w której mieliśmy przyjemność spać. 
   Zbliża się 17:00, godz. W. Spaceruję na Powązkach. Idę z tłumem ludzi. Dobrze znam to miejsce, byłam tam tyle razy. Z daleka widzę już brzozowe krzyże. Stoją dumnie, prężą się dźwigając tabliczki. Tabliczki z nazwiskami powstańców. Tabliczki z ich wiekiem. Wszędzie 17-21 lat. Myślę sobie że to ludzie w moim wieku. Słyszę syrenę. Salutuję do lilijki mojego beretu. Stoję przy grobie Kamińskiego. Patrzę w stronę grobu Alka i Rudego. Do koła mnie ludzie, młodzi, starzy. Większość w koszulkach z kotwicą. Syrena milknie, łapię głęboki oddech. W głowie myśl "68 lat temu wybuchło Powstanie, zaczęła się walka.."









   P.S. Szkoda tylko, że z grobu Rudego i Alka zniknęły te wszystkie chusty i krajki z mundurów jakiś harcerzy - to zawsze było magiczne, ten grób tętnił życiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz